piątek, 26 lutego 2010

List :)

...jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak z koniecznosci udania się do urzędu pocztowego jak dzis! Powód - kilka dni spędzonych niemal w całosci z pozostałą Trójką rodziny w maluteńkim m2:) Jonasz ma zapalenie kratni:( więc jakiekolwiek harce podwórkowe tymczasem wykluczone - ruszyć sie z domu nie ma jak... Panna Lidka zadowala się ciągle jeszcze drzemką na balkonie. Druga Moja Połowa ma biuro w domciu, co poza swoimi jasnymi i przyjemnymi stronami ma również mankamenty. Swirujemy momentami:)) Leciałam więc jak na skrzydłach wysłać list:))Pobyć przez chwilę w innym swiecie:) Sama, samiuteńka. Odkrywam radosć z rzeczy małych!

W związku z powyższym, choć nie tylko, coraz częciej i głosniej dobija się w nas chęć wybudowania własnego domku, malutkiego, ale jednak domku:) Ostatnio zaczęlismy szukac nawet projektów...Ufam, że to tylko kwestia czasu...Zobaczymy jak wiele go upłynie:)

W niedzielę wybieramy się na Biegun Północny! Zdam wkrótce rzetelną relację:))

Tymczasem kurujemy Joniego - w końcu wyprawa taka pierwszy raz w życiu mu się przytrafić może. Antybiotyk też po raz pierwszy w życiu przyjmuje chlip, chlip, chlip...A my po raz pierwszy musielismy przemycać medykamenty w takiej ilosci, do momentu kiedy Jo sam nie schwycił strzykawki i wyssał z niej co należy, ku naszej wielkiej radosci i zaskoczeniu!


nurofenik dodajemy do mleczka w butli:)



Padam, padam, padam...(spiewała kiedys Edith Piaf :))
Kolorowych snów!

poniedziałek, 22 lutego 2010

Urlopowanie macierzyńsko - wychowawcze

Od dni kilku towarzyszy mi nieustająco:) poczucie podjęcia dobrej decyzji - jestem z dziećmi w domu. Czasem bardzo zmęczona, ale jednak. Wolna od szarpaniny dom - praca, praca - dom. Napięcia przenoszone z pracy do domu i odwrotnie - jakos nie bardzo wierzę w obrazek kobiety spełnionej zawodowo z dwójka Małych. Koszty zawsze ponosi Ktos. Wybralismy DZIECI - towarzyszy mi pokój sercowy:) Cieszę się, ze moglimy podjąć taką decyzję, liczylismy się z uszczupleniem budżetu itp., itd. Doswiadczamy troski Bliskich oraz Najbliższego...

wtorek, 16 lutego 2010

Ogień

Jo pokochał ogień. U Dziadków rozpalilimy całkiem spory kominkowy. Pozdrowienia dla Ani i Bartka:)




dlugo tak mógł - jak na prawie dwulatka:)



Wczesniej pojawiła się jednak w jego życiu fascynacja dymem. Jo odkrył ją podczas spaceru z Dziadkami. I potem widział go już wszędzie:) A dzięki niemu i my:)



spodobała mi się lampa...Fajna?

Anioł Kobieta i Jo Budowniczy



...tak to własnie u nas jest. Lidka jest aniołem, mówię to, piszę i nie boję się, że zapeszę. Usmiecha się często i słodko, spi sporo i co ważniejsze przestawiła się na wczesniejsze zasypianie. Dzis padł rekord - zasnęła kilka minut po 19.00. Nie do wiary! Jak sobie przypomnę usypianie jej starszego brata...to aż mi cierpnie skóra i nie chce mi się wierzyć, że niemowlaki potrafią tak same odłożone do łóżeczka zasnąć, albo przewieszone przez ramię. Nie wiem też czy poradzilibysmy sobie gdyby Li była inna, na szczęscie nie muszę póki co się tym martwić:)Mam nadzieję, że jej tak zostanie i wysyłam do Nieba to gorące pragnienie - potrzebę:)
Li od kilku dni zaczęła intensywną obserwację swojej prawicy. Podnosi rączkę do góry i utrzymuje ją przed swymi oczętami (chyba będą jasno - niebieskie:))i napawa się tym, że ją ma i że może ją tak długo utrzymać:))

Anielica:)











Zniewalający usmiech:)








Jonasz bardzo nas dzis zaskoczył. Po raz pierwszy zbudował większą konstrukcję. Poszedł sam do pokoiku, najpierw gruchnęły o podłogę wysypywane klocki, potem dłuuuga cisza, a następnie dały się słyszeć postękiwania, które znaczą w naszym rodzinnym słowniku: - wymagana jest interwancja mamy albo taty, Jo chce naszej pomocy, obecnosci itp. Wchodzę i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Siedzi Dudek na podłodze, a przed nim konstrukcja słusznej wielkosci.Dla mnie cudo po prostu! Rozparła mnie duma i radosć. Jego chyba też bo mina była wielce zadowolona. Zrobilismy dokumentację fotograficzną:)))


















...a to już zabawa konstrukcją stworzoną z Tatą





Poza tym całe dnie siedzimy teraz we czwórkę, bo Marcin może pracować zdalnie tj. w domu. Więc jest łatwiej i możemy sobie teraz oboje pomagać. Nasza Li złapała infekcyję, więc oklepujemy Dziewczę i syropy podajemy i mamy nadzieję, że wydobrzeje do następnego tygodnia, bo chcemy i możemy rozpocząć szczepienia, z asymetrii bowiem wyrosła - hura, hura!
I kołacze mi się po głowie, że bycie rodzicem to ciągłe odrywanie się od siebie, swego ego:))Banal, ale przeżywam go codziennie:) Ech niełatwo jest, by nie powiedzieć czasem bardzo trudno. Marzę by wyjsć gdzies i pobyć ze sobą. Chwytam chwile lekturowe:) Ostatnio skończyłam Dzieci Hurina R.J.J. Tolkiena i siegnę po Władcę Piercieni... bo wstyd czy nie, ale nie czytałam. Zawsze były inne książki. Poza tym chcę rozkręcić własną produkcję biżuteryji i kończę obrusik haftowany wszystkie cztery rogi...:))

aaaaa Tłusty Czwartek był...:)







pierwszy taki Jonasza:)

niedziela, 14 lutego 2010

Jo retrospektywnie

Obecnosć Lidki nastraja wspominkowo. Frajdę sprawia nam powrót do wydarzeń sprzed dwóch niemal lat. Tyle już się wydzarzylo w Twoim życiu Joni, tyle jeszcze przed nami, przed Tobą:)

na początku towarzyszlo Ci Synku filozoficzne zadziwienie:)




domowe baraszkowanie




pierwszy raz nad morzem...





październikowe i nie tylko odkrycia!!!






pierwsze jedzonko miast mleka maminowego





czworakowanie







lala, lala, lala



mniam, mniam :)





przytulanki:)



podróżować jest bosko!



szaleństwa placowo -zabawowe







urodzinowo

poniedziałek, 1 lutego 2010

wsi spokojna...

Wyjechalimy na wies, do domku Dziadków. Poprzeziębialy się nam Szkraby i ciężko bylo już znosić się nawzajem na tak malym metrażu jak nasze M, nie moglismy bowiem wychodzić na dwór ze względu na aurę i dobro najmniejszej Latrosli. Pociągający byli oboje + Tata. Wykurowany jest Jo. Li i Tata nadal cierpią nieco.

Jonasz spędzil cudowny weekend z kawalkiem z ukochanym przez siebie dziadkiem Stasiem i Babcią Kazią. Od rana (ostatnio godziny między siódma a ósmą:))do wieczora dało się słyszeć zawołanie "Dziadzia, Dziadzia". Jak zdarta płyta niemal...:)
W niedzielę odwiedzila nas mama chrzestna Jonasza - Marta, którą ten ciągle wspomina - zabawa z nią jest niepowtarzalna, a że mocno wdrukowalo mu się imię cioci Ani (przez okolicznosć pożyczenia przeze mnie książki od niej, która wzbudzala niemale zainteresowanie Jonasza:))stąd wspominając Martę, mówi Ania:)) Zresztą wszystkie odwiedzające nas ostatnio ciocie to wg Jonasza Anie...:) Jak to odkręcić?

Jeździlsmy z Lidką po doktorach i wynika z badań, że ma dziewczyna w głowie wszystko dobrze poukładane, a nerki nadal pod obserwacją. I zaczynamy fitness od lutego - rehabilitujemy ciałko Dzidki, bo ma stwierdzoną asymetrię.

Pobyt na wsi z dwójką tak małych Szkrabiąt do spokojnych trudno zaliczyć...:) Ale jest fajowo i tyle miejsca i można szybciutko wybiec na podwórko, a nie telepać się z Ferajną windą.